piątek, 31 maja 2013

Problemy ze snem.

moje ulubione zdjęcie.
Nie widać całego mojego
okropnego profilu. :>
kolejny dzień samodzielności w moim, nie jego domu. Na obiad zaczerpnięty stąd pomysł, czyli kotlety z jajeczkiem, mizerią i ziemniaczkami. Najadłam się okropnie! Przynajmniej coś miłego po trzech godzinach chodzenia po sklepach z siostrą. Lubię zakupy, jak mam pieniądze i czas, a nie kiedy ktoś szuka czegoś, czego nigdzie nie ma!

Adrian w pracy, nocki robi. Źle śpi mi się bez niego, bo dawno tego nie robiłam. Ciężko mi się zasypia, jak przytulanie kończy się tam, gdzie suwak poduszki!

Do zdrowia już prawie wróciłam. Dziś nawet postanowiliśmy spędzić chwilę na rynku, gdzie organizowali dni naszego miasta. Odszedł na moment i wrócił z pysznymi lodami waniliowymi. Dopiero w połowie, gdy zimno tej pyszności zaczęło mi doskwierać, zorientowałam się, że w ogóle nie powinnam jej dotykać.

Ach, dobra, porozmawiam z wami jutro, moja siostra, lekko podpita, z pijanym chłopakiem właśnie wrócili do domu. A to był dopiero pierwszy dzień świętowania w mieście!

środa, 29 maja 2013

Zdrowieję czy wariuję?

A. nie lubi zdjęć.
Machać głową na lewo i prawo, dłonie wybić wysoko do góry. Skakać do rytmu, wykrzykiwać słowa. Trochę się zabawić. Udawać, że pomadka to mikrofon. Wymachiwać nogami, jakby było się na scenie. Jeszcze trochę kroków, a potem już tylko zawstydzenie. Poprawia się pidżamę, uśmiecha szeroko, zakrywa się grzywką i schodzi z łóżka. Osiemnastolatce nie przystoi hałasować tak z samego rana. Nie ważne jak bardzo jest chora i jak bardzo znudzona. Przepraszam, A. <3

Czuję się już lepiej. Antybiotyk pomógł. Jeszcze parę dni i w końcu będę mogła normalnie funkcjonować.
No i w końcu mam przy sobie moją kosmetyczkę, a jak lepiej się wygląda, to lepiej się czuje. Dziś idziemy nocować do mnie, moja mama wyjeżdża na długi weekend do rodziny i musimy popilnować mieszkania i młodszej siostry. Przeżyję!

Brr, wracam pod koc. Na zewnątrz tak ciepło, a w pokoju marznę!

wtorek, 28 maja 2013

Szczęście.

Z Kasią.
buch za buchem, buch, buch, buch.
Spójrzmy prawdzie w oczy - nie da się być szczęśliwym cały czas. Zamykam oczy i wiem, że coś jest nie tak. Że gdybym tylko się dowiedziała, co tak przykuło uwagę mojej podświadomości, co sprawiło, że gdzieś w głębi duszy poczułam właśnie to, rozpłakałabym się. I cóż z tego, że przed chwilą czułam się szczęśliwa, co z tego, że ledwo parę minut temu leżałam w jego ramionach, śmiałam się z przyjaciółmi, przytulałam kogoś bliskiego. Co z tego, skoro nie potrafię nikomu powiedzieć, bo sama nie umiem tego odnaleźć? Co z tego, że mogę błagać, by wrócić do szczęścia sprzed paru chwil, skoro parę oddechów później znów będę zamknięta w swojej złotej, ptasiej klatce?

Uśmiechnę się, wzruszę ramionami. Czasem życie musi polegać na tym, że między jednym a drugim szczęściem, trzeba odrobinę pograć, poudawać.

I czekać. Odważnie unieść głowę i walczyć o trochę dobrego humoru.


Dobra, dość. Trzeba posprzątać! Angina nie zwalnia z  obowiązków.


"bądź odważny, gdy rozum zawodzi.
bądź odważny,
w ostatecznym rozrachunku tylko to się liczy" 

Przesłanie Pana Cogito - Z. Herbert

poniedziałek, 27 maja 2013

Angina - choroba z plebiscytu "Najgorsze"

a tu mnie jeszcze nie bolało.
Mam anginę. Tylko tego brakowało mi do tej wietrznej pogody! A miałam nadzieję, że ten lekki ból po przełykaniu to tylko poranna zasuszona buzia. I tak chwilowo poszukiwanie pracy muszę odłożyć, bo jak to, dostać pracę i od razu pobiec po lekarskie zwolnienie? Nawet mi, największemu leniowi, nie przystoi robić takich rzeczy.

Adrian zaspał dziś do pracy. Może i jestem leniem, ale większego śpiocha od niego nie poznałam jeszcze nigdy. Chociaż rozumiem. Jego chodzenie spać po jedenastej w nocy nie poprawia kondycji przy wstawaniu około czwartej trzydzieści. A ponieważ poszedł parę godzin później, nie wiadomo o której ową pracę skończy. Mógłby równo z gwizdkiem zmianowym, ale odrobienie opuszczonych godzin również wchodzi w prawdopodobieństwo. Tak więc sama nie wiem, czy wyciągać klucze i udać się do jego mieszkania gotować obiad.

Dziwny ten dzień, chciałabym pójść spać, ale siedzę w biurze. Potem muszę skoczyć jeszcze po sylikonowe wkładki, bo przecież od ośmiogodzinnego stania mojemu ukochanemu odpadają pięty!


"To jest je­den z tych dni, w których chciałbym zapaść się pod ziemię... Choć na chwilę za­pom­nieć o prob­le­mach...  
Po pros­tu odpocząć... "

niedziela, 26 maja 2013

Mamusiu!

i'm happy!
Okej! Dziś Dzień Mamy, więc wszystkim mamom trzeba życzyć dużo cierpliwości i nieograniczonej miłości do nas, młodych i bezmyślnych!
Rano pozbierałam się i pobiegłam kupić kwiaty, dwa bukiety, koniecznie takie same, byle tylko ani mama, ani teściowa nie obraziły się, jaki bukiecik dostały. Trzy różyczki, każda w innym kolorze, ręcznie robione kartki i samodzielne życzenia. Posprzątanie w pokoju, zrobienie obiadu. Czego mamy chciałyby więcej?
Mamusia!

A. dziś pracuje, w niedzielę, bo taki czterobrygadowy system ma. Zaraz po pracy idziemy ugotować obiad dla nas i do drugiej mamy wręczyć wyrazy dziecięcej miłości!

Jeszcze raz, wszystkiego najlepszego mamusiu! <3 

niedziela, 19 maja 2013

Czekam!

ojeeeej?
Tak strasznie mi się nudzi, że zaczęłam robić małą, papierową kuchnię. Najpiękniejszy jest piecyk, z garnkami, wyciąganą blachą i ślicznymi, czerwonymi zdobieniami. I oczywiście z serwetką w gwiazdki, by nie poparzyć sobie rąk, wyciągając ciasto.

Zaczynam wierzyć, że matury zdałam. Martwię się wciąż pisemnym polskim, w końcu fakt, że niemal zemdlałam sprawił, że kiepsko czytało mi się materiał do wypracowania. Ale trzeba wierzyć. Ustne poszły ok. 23/30 i 17/20. Nie jest źle, prawda? W końcu zdałam. Moja kochana Patty też, polski nawet mały tchórz lepiej. Kasiunia też zaliczyła - polski i niemiecki. Adrian znalazł nową pracę, oby w tej traktowali lepiej pracowników. Oczywiście, jestem zawiedziona, że znów ledwo będę go widzieć, ale to ja namawiałam go na pracę. Ja sama nie umiem jej znaleźć... Trudno szukać w małym mieście czegoś po liceum.

Jestem w domu. Czekam, aż będzie jutro!

środa, 8 maja 2013

się uśmiechałam.

się uśmiechałam. playboy na szyi,
tydzień po fryzjerze
 i spódnica od angielskiej macochy.
Dziś już po matematyce, przyznam szczerze, że rano miałam potworny atak paniki. Na dziesięć minut przed wyjściem kuliłam się w łóżku i powtarzałam sobie, że muszę wstać, choć ciało postanowiło się tylko trochę pogibać.
Ale dałam radę, liczenie uspokaja. A myślałam, że to głupota liczyć do stu, aby w końcu dać sobie odetchnąć. Ja może do stu nie liczyłam, bo musiałam pierwiastki, nierówności i prędkości wymyślać, ale też te cyferki pomogły.

Sprawy się komplikują, bo chociaż staram się robić dobrą minę, to wewnętrznie czegoś mi brakuje. W tej chwili to byłoby wzięcie mnie w ramiona, ale na dłuższą metę nie tę potrzebę muszę zaspokoić. Ale gdzie szukać rozwiązań?